Wiedziałam, że na jednym się nie skończy. To wciąga. Spacerując, człowiek się rozgląda za deskami nadającymi się na domki. Wyratowała mnie Koleżanka z pracy i przyniosła deski. Przycięłam, wyszlifowałam i domków mam na zaś, a jak na razie zmalowałam dwa.
Baardzo przyjemnie się maluje te chatki, można bawić się kolorami, fakturami.
Co ten domek miał na sobie! i okna prostokątne, i okrągłe, i płotek, i kwiatki, ale Koleżanki z pracy stwierdziły że mniej znaczy więcej i został taki.
Ale kotka i kwiatki "wcisnęłam" 😉
Trochę bardziej zaszalałam na niebieskozielonym domku.
Balkon przy oknie na strychu to konstrukcja z gwoździków, drucików i nitki.
Suszarka na pranie to też gwoździki i druciki
Szare gaciochy w kropki wyprane suszą się i powiewają na wietrze.
I tak rośnie, jak na razie ulica, a może później miasto.
Zaczęłam robić dekoracje świąteczne, ale o tym w następnym poście.